♫ Urszula – Dla Ciebie
Dobra Owieczki Wy moje. Mamy
30 grudnia 2012 roku. Chyba każdy z nas wie co to oznacza, prawda? Będzie to
ostatnia notka na tym blogu. W tym roku, oczywiście. Nie martwcie się, nie
zamierzam porzucić Ciastka. Byłabym chyba najgorszym człowiekiem na świecie
gdybym teraz porzuciła tego bloga i kazała wam czekać z kalendarzem w dłoni czy
któregoś pięknego dnia znowu tu zawitam. A Wy, niepewni mojego powrotu byście
codziennie tu wchodzili i czytali wszystkie moje notki, aż w końcu
przyzwyczailibyście się do mojej nieobecności i żyli tak jak kiedyś.
Dobra, co ja piszę. Mało kto
by za mną tęsknił, a to, że porzucę Ciastka jest mało realne.
Przechodząc do notki.
Chciałabym sobie zrobić podsumowanie roku. Określić co wydarzyło się dobrego,
co złego. Łatwiej mi będzie dzięki mojemu phbl, więc żeby nie było, ale idę
miesiącami. Więc idźcie po kakao, usiądźcie wygodnie i włączcie sobie dobrą
muzykę.
Styczeń – Przede wszystkim
był to genialny sylwester i powiedzmy sobie… niespodziewany. Miałam go spędzić
w domu z mamą, a o 21 okazało się, że wychodzimy do znajomych. Siedzieliśmy do
4 nad ranem i się cudownie bawiliśmy. Zimne ognie, disco polo.. fajnie było. W
styczniu było też poprawianie ocen i ferie. Ferie spędzone praktycznie na
lodowisku. Codziennie o 7 rano byłam na nogach by na 8 iść na lodowisko i zejść
o 12. Nuda.
Luty – W lutym powróciłam na
lekcje japońskiego. Uczył nas Masaki. Te piątkowe wieczory były cudowne właśnie
dzięki niemu i dziewczynom. W sumie na tych zajęciach więcej się śmiałam niż
uczyłam, ale dobra. W lutym były też walentynki które przespałam. Po prostu. Oh
no i w lutym dostałam piłką w twarz tak, że potem przez cztery dni zdychałam.
Tfu, tfu. Nienawidzę grać z chłopakami na w-fie w siatkówkę. Nienawidzę.
Marzec – Miesiąc do
egzaminów. Często wtedy wychodziłam. Zaczęłam bawić się w poscrossing. Ta
radość kiedy przychodziła nowa pocztówka! W marcu poznałam swojego Seme, który
parę miesięcy później o mnie zapomniał. Smutne. Trudno. Pierwszy dzień wiosny i
wagary. Grałyśmy z chłopakami z technikum w piłkę, było cudownie. Wszyscy pili
piwo a ja miałam to w nosie i popijałam picolo. Wszyscy się śmiali ale i tak
było bardzo miło. Oh i w marcu odnowiłam kontakt ze starymi znajomymi. Miło
było znowu spędzić z nimi czas.
Kwiecień – Czas egzaminów
gimnazjalnych. W ogóle się nie stresowałam co wszystkich dziwiło, a potem
narobiłam takich głupich błędów, że masakra. Wolę już o tym nie pisać bo to
porażka. Bo tak właściwie w kwietniu żyłam tylko egzaminem do którego się i tak
nie uczyłam. Oh no i w tym miesiącu założyłam pingera! W kwietniu miałam też
straszne problemy z oddychaniem no i wtedy zaczęłam też więcej wagarować.
Maj – ten miesiąc kręcił się
głównie wokół mojej Emily. Wylądowała w szpitalu a nas dzieliły setki kilometrów.
Strasznie to przeżywałam. Dzwoniłam do niej codziennie i napisałam mnóstwo
listów których ostatecznie nie wysłałam.
Czerwiec – bal gimnazjalny
który spędziłam w domu z Danielem oglądając mecz Hiszpanii. Nie żałuje, że nie
poszłam. Niewiele łączyło mnie z ludźmi z klasy, a z tym Głupkiem przynajmniej
dobrze się bawiłam. W tym miesiącu były też wyniki egzaminu gimnazjalnego. Cóż,
nie poszło mi tak jak chciałam ale nie było też najgorzej. Powiedzmy:
przyzwoicie. W czerwcu skończyłam też gimnazjum. Nawet nie wiecie jak bardzo
się cieszyłam, że kończę ten psychiatryk. Nawet nie wiecie ile ja w gimnazjum
przeszłam. Nienawidziłam tych ludzi z całego serca i myślę, że nic się nie
zmieniło. Pamiętam miny chłopaków, kiedy zasmarkane dziewczyny przychodziły się
do nich przytulić – bezcenne. Ogólnie czerwiec to radość przez łzy.
Lipiec – Nuda, nuda, nuda.
Wakacje, wakacje, wakacje. Wstawałam codziennie przed 9. Spędzałam mnóstwo
czasu na powietrzu z ludźmi, których kocham. Oh i w lipcu były wyniki
rekrutacji. Dostałam się tam gdzie chciałam i ogólnie cudownie, wspaniale,
love. Przez tydzień chodziłam i powtarzałam słowo `licealistka`. Czułam się..
niesamowicie bo mi się udało. Wiedziałam, że od września będzie o wiele lepiej.
Sierpień – wakacyjna nuda.
Nie mogłam doczekać się września. I to samo co w lipcu: mnóstwo czasu na
dworze. Do domu przychodziłam tylko na noc. Codziennie jadłam jagodziankę! Oh
no i w sierpniu pomalowałam sobie włosy szamponetką na czerwono. Miała się
trzymać przez 4-8 myć, a przebłyski miałam do listopada.
Wrzesień – Nowa szkoła, nowi
ludzie, nowe życie. Wszystko od początku, dostałam pustą kartkę którą mogłam
zapełnić tak jak mi się tylko podobało. I to zrobiłam. Poznałam mnóstwo
cudownych ludzi, którym postanowiłam zaufać. Zostałam przewodniczącą klasy (po
wielu, wielu przejściach) i jakoś to płynęło. Oh i zapomniałabym o
najważniejszym! W styczniu założyłam swojego Ciastka do którego się zdążyłam
już przywiązać. We wrześniu miałam też urodziny, które spędziłam w domu.
Praktycznie większość miała wylane i nie pofatygowała się do mnie, ale dobra.
Słit sikstin z katarem jak się patrzy.
Październik – Powstała seria
rysunków ze mną. Kupiłam kostkę (która nazywa się Madzia i aktualnie leży
porzucona na dnie szafy). Zaprzyjaźniłam się też bardziej z Olą, która w
krótkim czasie stała się moją najlepszą przyjaciółką. Tak myślę. W październiku
dostałam też laptopa o którego z Matulą są do dzisiaj kłótnie, ale dobra. W
październiku też dużo chorowałam. Poznałam Matiego! ♥
Listopad – Słit seventin
Oli. Zaczęłam bardziej wierzyć w siebie i ogólnie takie tam. Co prawda dalej
miałam problem żeby powiedzieć innym o swoich uczuciach, trudno. W listopadzie
miałam też tą typową załamkę jesienną. Nigdy więcej czegoś takiego nie chcę,
serio. W listopadzie też odpałów moich i Olka nie było końca. I był koncert
PodobaMiSię.
Grudzień – Święta,
blahblahblah. Ogólnie moja logika została brutalnie zabita przez rodziców. W
grudniu też dużo płakałam, mówiłam dużo o swoich uczuciach co nie było zbyt
łatwe. W grudniu też dużo się śmiałam i wychodziłam z ludźmi. Ostatni tydzień
tego miesiąca.. nie był najlepszy. Ale trudno, lepiej o tym zapomnieć. Po za
tym na sylwestra przychodzi do mnie Ola. Będzie dobrze. Oh no i w grudniu
zawiodłam się na wielu osobach. Mimo wszystko jestem szczęśliwa. To się chyba
leczy.
Ten rok sam w sobie był..
udany. Pierwsza połowa – lepiej nie mówić. Ogólnie najważniejsze, że uwolniłam
się z gimnazjum. O niczym więcej nie marzyłam. A to, że w LO poznałam cudownych
ludzi to już inna historia. To właśnie dzięki nim mogę powiedzieć, że ten rok
był cudowny. Poznałam mnóstwo ludzi zarówno w życiu realnym jak i w Internecie.
Wszyscy są dla mnie ważni i chyba nic tego nie zmieni. Do tego przywiązałam się
do Ciastka. Ten blog jest dla mnie niczym dziecko. Nie wyobrażam sobie, że
miałabym ot tak go porzucić. Ten rok był dla mnie dobry. Jednak pomimo to chcę
już wejść w 2013. Nie mogę się go doczekać bo nie wiem co mi przyniesie. Mam
nadzieję, że będzie lepszy niż 2012 (o ile to możliwe).
Postanowienia na nowy rok?
Wydawać mniej pieniędzy na jedzenie. I może jakoś się ogarnąć. I uważać komu
ufam. I być zawsze sobą. I mówić o swoich uczuciach. Po prostu.
Dobra Kochani, Wam w Nowym
Roku chciałabym życzyć: 12 miesięcy zdrowia, 53 tygodni szczęścia, 8760 godzin
miłości, 526600 minut pogody ducha i 31536000 sekund wspaniałej zabawy. Życzę
Wam również wiele zapału do prowadzenia Waszych cudownych blogów. Mam nadzieję,
że nadchodzący rok 2013 będzie o wiele lepszy zarówno dla mnie jak i dla Was. No
i oczywiście spełnienia wszystkich Naszych marzeń, nawet tych najskrytszych.
Życzę Wam też dużo ciastek, żelków i kakaa/malinowej herbatki na spedalenie.
Szczęśliwego Nowego Roku!