piątek, 8 listopada 2013

86.

♫ Jesse Spencer - Sheets of egyptian cotton

Jestem materialistką, a w związku z tym osobą rozrzutną. Jednego dnia dostaje pieniądze, a drugiego już ich nie mam. Jakież było moje zdziwienie, kiedy się okazało, że z sześćdziesięciu złotych, które dostałam wydałam tylko... pięć złotych. Dla mnie to szok, dla mamy to szok, a dla młodego okazja, żeby coś mi podwędzić.
W przyszłym tygodniu jest akademia z okazji dnia jedenastego listopada. Akademia, w której ja występuje. Pomyślicie sobie, że to nic takiego. Wiecie, co ja myślę? "Matko, Ciastek, zwariowałaś! Ty głuptasie, przecież jesteś taka cicha i nieśmiała." Najśmieszniejsze jest to, że sama się do tego zgłosiłam. Przez dziewięć lat edukacji nie byłam tak zaangażowana w życie szkoły jak teraz. Jestem prawie zawsze tam, gdzie coś się dzieje i to jest... cudowne. Bo jestem w centrum wydarzeń, bo ludzie mnie kojarzą. To znaczy to, że mnie kojarzą to nie jest zbyt dobre, bo ze mnie taki fejm jak z Palikota ćpun.
Zostałam satanistką  i antychrystem. Katechetka kazała mi zostać po lekcji i zaczęła prawić, że w tym roku się buntuje, że w tamtym byłam przykładną chrześcijanką, że moim jedynym argumentem jest, "bo nie". Słuchałam tego kazania, a kiedy wyszłam na korytarz to prawie leżałam na ziemi ze śmiechu. Ja nie powiem, kto tutaj każde swoje zdanie argumentuje słowami, "bo bóg...". O co konkretnie poszło? O trzy dynie w szkole! Trzy dynie to już helołin, wiecie? Takie tam, helołiny jak puszka pandory w moim wykonaniu. Nie mam siły. Zlewam to wszystko ciepłym moczem i dalej robię swoje. Niesprawiedliwość jest tutaj jak wszędzie, a ja już nie mam ochoty się kłócić o swoje. Trzy dni wolnego mi się przydadzą, żebym od wtorku znowu mogła się kłócić.
Dzisiejsze popołudnie i wieczór spędzam z książką, laptopem, herbatką, tabletkami, psem i czekoladą. Po prostu odpoczywam od ludzi, chaosu. Jutro idę z dziewczynami kręcić reportaż, potem na miasto, a następnie do siebie i robię mini melanż. Mam nadzieję, że będzie dużo zdjęć, ale bez mojej twarzy. Najdziwniejsze jest to, że z założenia wszystkie moje weekendy są weekendami nolife'a, a tak naprawdę cały czas coś się dzieje. Jasne, nie są to dzikie melanże z lwami i orgiami z murzynami. Po prostu nie jestem sama, cały czas otaczają mnie ludzie. Zastanawiam się, jakim cudem znajduje codziennie czas na twittera.
Z każdym dniem coraz więcej wiem o mężczyznach, a raczej o chłopcach. Na miłość moją do moich martensów, otaczają mnie sami chłopcy! Żaden z osobników płci męskiej nie zaskoczył mnie dotychczas swoim zachowaniem. Większość z nich postępuje według schematu, w którym zawracają dziewczynie w głowie, następnie znikają bez słowa i nie odbierają telefonów. I po co to wszystko? Po to, żeby rano, niczym pies z podkulonym ogonem, wejść do łóżka swojej pani i przytulić się do jej nóg. Na święta poproszę mężczyznę, który będzie umiał się zachować, który będzie normalny, który będzie. Dziękuje bardzo.
Równo przez tydzień byłam jak chodząca bomba zegarowa. Mogłam wybuchnąć w każdej chwili i właściwie bez przyczyny. Spóźniający się okres to nie okres.
Będę jutro z Alex piec pierniczki. Nie mogę się doczekać. Chcę święta. Chcę milkę o smaku oreo. Rozumiecie? Od tygodnia boli mnie kręgosłup, a od dzisiaj mi w nim coś strzela. Od wczoraj boli mnie bark. Jestem jak emeryt, co robić?

Przepraszam Cię
Za słowa złe
Za miłość i strach
Za zgubiony oczu twych blask

Przepraszam Cię
Lecz życie takie jest
I nie potrafię zmienić siebie
Przepraszam Cię
Lecz życie takie jest
Nauczę się oddychać bez Ciebie 


"Lalka" Prusa, taka ciekawa. Jej, wow, uszanowanko. Pieseł. Lubię pieseła.Czuję, że mogę zrobić wszystko.