Nie wyrabiam się na zakrętach. Dopiero trzeci tydzień szkoły, obowiązków i tych wszystkich ludzi, a ja najchętniej założyłabym glany i poszła w świat. Mam dość. Wygadałabym się komuś obcemu, komuś, kto mnie nigdy na oczy nie widział i nie wydałby na mnie z góry wyroku. Ktoś, komu mogłabym powiedzieć co mi leży na nerce, w tle leciałaby strasznie smutna melodia, a potem bym się rozpłakała. Tak najzwyczajniej w świecie. Nie wiem, to wszystko się we mnie zbiera, zbiera i nie może wybuchnąć. Nie wiem dlaczego. To uczucie jest obrzydliwe. Któregoś dnia to wszystko wyrzygam.
Nie rozumiem dlaczego ludzie próbują wcisnąć mi do ust słowa, których nigdy nie wypowiedziałam. Po prostu nie rozumiem. Nie wiem, czy próbujecie sobie znaleźć kozła ofiarnego, czy po prostu Wam się nudzi. Od razu Was informuję, że ja się nie dam. Będę walczyć o swoją opinie. Po za tym zastanawiam się kto mnie aż tak nienawidzi, że próbuje zniszczyć mi życie.
Ludzie są śmieszni, naprawdę. A potem się dziwią, że ktoś chce ich zamordować/podpala im dom/donosi na nich na policje/prześladuje ich dniami i nocami/zabija tłuczkiem do mięsa. Serio.
Ogarnijmy się. Wszyscy. Bez wyjątku. Bo coś Nas trafi.
Czas na kakałko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz