piątek, 30 listopada 2012

20.

♫ PodobaMiSię - A morze...

Nie ma to jak na 9.00 iść do teatru, a przed 11.30 być już w domu. Kocham takie dni. Siedzę z laptopem na kolanach, pies leży obok mnie i zaczepia łapką a na ławie stoi kubek kakao. Czego chcieć więcej? Z racji tego, że mamy piątek weekendu początek to zaraz postaram się o jakąś czekoladę i idę w kołdrę - dosłownie. Na dworze, za przeproszeniem, piździ. Strasznie boli mnie gardło i mam po wczorajszych dwóch wf-ach zakwasy. Odpoczynek jak najbardziej mi się należy. 
Z teatru wyszliśmy po 10:30 więc poszłam jeszcze z Olkiem na miasto. Byłyśmy w księgarniach i w ogóle. Przeglądając książki doszłam do wniosku, że jestem biednym człowiekiem, bo nie mogę wielu z nich mieć. Po za tym zauważyłam, że podniecam się typowo dziewczęcymi książkami i jakimiś pamiętnikami. Mam straszną słabość jeżeli chodzi o pamiętniki, naprawdę. A jak jest z kłódeczką i jakimiś super mega ważnymi informacjami to już w ogóle. Jestem taka beznadziejna... Cóż. Przynajmniej nie mam pieniędzy na takie bzdety. Po za tym pamiętnik w formie bloga jest o wiele wygodniejszy, prawda? 
Mamy dzisiaj 30 listopada, rawr. Ogólnie cały miesiąc przeleciałam bez żadnej chandry, melancholii, załamań, łez, problemów i tak dalej. Tylko we wtorek coś mnie złapało. Myślałam, że umrę. Moje zachowanie było ogólnie nie do zniesienia. Tłumaczyłam to sobie tym, że zaraz wydarzy się coś złego. No bo ile czasu może być dobrze, prawda? Tak czy siak nie pomyliłam się. Wczoraj zalała mnie fala złych wiadomości w tym dwie których wolałabym nigdy nie usłyszeć, naprawdę. Koledze z klasy zmarł ojciec. Nic się nie działo, wszystko było z nim dobrze. Po prostu w środę go nie obudzili i tyle.. Najprawdopodobniej idziemy całą klasą na pogrzeb. Najprawdopodobniej. Po prostu chore gdy umiera mężczyzna zostawiając samym sobie żonę, dwójkę dzieci. Chore, gdy umiera mężczyzna który był tak naprawdę jedynym żywicielem rodziny, bo z tysiąca złotych kobieta nie dałaby rady utrzymać rodziny. Po prostu.
Drugą złą wiadomością jest fakt, że Młodego znowu bolą plecy. I znowu będzie wizyta w medycynie sportowej za którą trzeba zapłacić, znowu będzie rehabilitacja, znowu będzie to wszystko. Już nawet nie chodzi o te jego plecy, bo to było wiadome, że dyskopatia powróci. Było wręcz podkreślone, że Młody nie powinien wracać na bramkę. Ale nie, on musiał wrócić. Już w nosie mam te plecy, naprawdę. Po prostu dobija mnie fakt, że Młody znowu jest w centrum uwagi. To znaczy on zawsze jest w centrum uwagi, ale tym razem jeszcze bardziej niż zwykle. Zaczyna to być strasznie dobijające... Do tego Matula już mi zapowiedziała, że mogę raczej zapomnieć o świętach i naszej umowie, no bo MUSI wydać pieniądze na Młodego. Tak. Momentami strasznie zazdroszczę jedynakom, naprawdę.
Oh, w sobotę był równy miesiąc do świąt! Z racji tego, że coraz bliżej święta mam mocne postanowienie - jeden dobry uczynek dziennie, tak. Zobaczymy jak to wyjdzie.
Tak więc u mnie po staremu. Z tym, że dzisiaj mam o wiele lepszy humor. Do tego myślę nad zmianą szablonu, ale to się jeszcze pomyśli. Lubię takie notki. Takie, które się łatwo piszę, naprawdę. Dobra, idę pod kołdrę, bo moje gardło zaraz umrze.



3 komentarze:

  1. Szkoda twojego kolegi...też mam rodzeństwo i też nie lubię jak całą uwaga idzie na nich

    OdpowiedzUsuń
  2. tez zazdroszćzę jedynakom. tym bardziej gdy nie ma kasy i któreś z dzieci zawsze czegoś nie dostanie na rzecz tego pierwszego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Współczuję Twojemu koledze, musi mu być strasznie ciężko :(
    Też nie lubię, gdy cała uwaga rodziców jest skupiona mojej siostrze :/

    OdpowiedzUsuń